niedziela, 8 grudnia 2013

Love me again 5

Zdjęcia... broń... klucze... kartka...! Czemu w sejfie trzyma zdjęcia jakiś chłopaków? Wzięłam jedno do ręki ale postacie na nim stały tyłem do robiącego zdjęcia. Podniosłam następne, ale tak szybko jak je wzięłam tak szybko upuściłam. Niall?! Boże dlaczego na zdjęciach jest Niall. Przecież chodzę z nim do szkoły! A kto stoi obok niego? Zayn? Wszyscy znają Zayn'a. Jest niebezpieczny i każdy radzi trzymać się od niego z daleka. Ale dlaczego te zdjęcia przedstawiają ich dwoje? Niall i Zayn są zupełnie inni. Niall nie mógłby przyjaźnić się z kimś "złym". Rzuciłam okiem na resztę zdjęć. Wszystkie przedstawiały Zayna i Nialla i tylko ich. 
Miałam ochotę krzyczeć! Chodziłam przez tydzień do szkoły, a nawet byliśmy grupą na chemii, on cały czas wiedział gdzie jest Louis. Albo i nie... Louis się przed nimi ukrywał. Niall pojawił się wkrótce po wyjechaniu mojego przyjaciela. Muszę na nich uważać, ale jednocześnie dowiedzieć się o tymczasowy miejscu pobytu Lou co oznacza, że prędzej czy później natrafię na tych dwóch gości.
Broń. Logiczne, Louis chcę żebym była bezpieczna i mogła się obronić.
Klucze. Rozpoznałam kluczę do jego samochodu, ale po co i one skoro on odjechał właśnie nim. Swoim czarnym porsche. 
Pozostała kartka. List. Przeczytałam kilka razy, bo spodziewałam się jakiegoś kodu czy czegoś w jego stylu, ale przeczytałam tylko, że za mną tęskni i wierzy, że wkrótce się spotkamy.

***

Gdy dotarłam do domu rzuciłam zawartość sejfu na łóżko, a ponieważ słońce już wschodziło,a ja pod wpływem adrenaliny w moich żyłach, nie byłam zmęczona. Wzięłam broń do ręki otworzyłam magazynek i sprawdziłam czy są w niej naboje, były. Odłożyłam ją na bok tuż obok kluczy.Obejrzałam dokładnie zdjęcia, ale nie było w nich nic szczególnego i nie różniły się od siebie zbytnio. Żadnych dopisków, niczego co mogłoby być wskazówką do następnego kroku. Pozostało mi tylko czekać na rozwój wydarzeń i uważać na siebie.

***

-Halo?
-Cześć to ja Danielle. Może chciałabyś wyskoczyć dzisiaj na zakupy?
-Hmmm pewnie. 
-To za dwie godziny przed wejściem do centrum handlowego?
-Tak. Pasuje mi to do zobaczenia.
-Cześć.
Nie mogłam znieść tego ciągłego myślenia o wszystkim i o niczym. Mój umysł ciągle wracał do poprzedniego dnia, a właściwie to tego (wróciłam do domu przed 4). Mam jakieś półtorej godziny na zajęcie się sobą i pół godziny na siebie. Nienawidziłam się spóźniać tak samo jak nie lubiłam na kogoś czekać. Więc dlatego zadzwoniłam do Cass. Moja znajoma. Nie była dla mnie zbyt ważna bo to Louisa stawiałam zawsze na pierwszym miejscu i przyćmiewał swoją osobą resztę świata. Nie, znowu o nim myślę!
Poszłam pod prysznic. Dokładnie wyszorowałam skórę i umyłam włosy. Osuszyłam ciało i miałam jeszcze trzydzieści minut. Dziękowałam moim włosom że są proste naturalnie i wystarczy je wysuszyć, by nadawały się do wyjścia. Nałożyłam makijaż który zakrywał na mojej twarzy fakt że nie spałam dzisiejszej nocy. Ubrałam jeansy i sweter. Przypomniałam sobie jeszcze, że pistolet na nic się nie zda jeżeli będzie leżeć głęboko w szufladzie, więc włożyłam go sobie za pasek. Nie wiadomo kiedy się przyda. Na wszelki wypadek do kieszeni wrzuciłam klucze. Musiałam przewidzieć wszystkie sytuacje które mogą mi się przydarzyć. Jezus, teraz nawet myślę jak jakiś chory psychicznie. Dziewczyno ty idziesz na zakupy  nie na jakąś wojnę. Skarciłam się w myślach jednak nie zostawiłam kluczy ani broni.
Dotarłam na umówione miejsce w tym samym czasie co Cass. Okrążyłyśmy centrum dwa razy a żadne wyprzedaże nie uszły mojej uwadze. Kupiłam czarne obcisłe jeansy, które wbrew pozorom były wygodne. Szary t-shirt, ciepłą bluzę tego samego koloru, czerwoną sukienkę która była do połowy ud i do niej czarne szpilki z ćwiekami. Mojej uwadze nie uszły również przecenione czerwono-szare air maxy, które musiały znaleźć się w mojej torbie. Cass było zdziwiona moimi wyborami, podobnie jak ja. Nie ważne. Ona kupiła sobie dużo rzeczy i nie mogłam nawet co trafia do jej toreb. Zobaczyłam jasno różową bluzę ze suwakiem, kilka kolorowych bluzek i jakieś dresy koloru khaki.
Obładowane zakupami pożegnałyśmy się i ruszyłyśmy każda w swoją stronę. Moja psychika już mi wysiada myślałam kiedy co rusz miałam wrażenie że ktoś mnie obserwuje. Kilka metrów od domu zaczęłam biec i szybko zatrzasnęłam za sobą drzwi. Ruszyłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. 
Kilka minut leżałam uspokajając moje serce i doprowadzają je do swego normalnego tempa. Kiedy wstałam w pokoju rozbrzmiał dźwięk telefonu. Podeszłam do niego i zobaczyłam nr prywatny. Odebrałam:
-Tak?-drżącym głosem powiedziałam.
-Jak się czujesz?-usłyszałam opiekuńczy głos który rozpoznam zawsze .
-Boże ! To ty? Louis?
-Tak spokojnie. To ja. Odpowiedz mi czy jesteś bezpieczna.
-Tak, to znaczy tak mi się wydaję. Nic mi nie jest. Tylko wydawało mi się że ktoś mnie śledzi...-Zaraz pożałowałam tego o powiedziałam, bo zabrzmiało to tak jakbym była chora psychicznie i bała się wyjść na ulicę. Jest duża prawdo podobność, że ktoś też zrobił zakupy i szedł w tą samą stronę co ja- ale...-już miałam zaprzeczać ale Louis mnie wyprzedził.
-Nie miałem pojęcia że sprawy już tak daleko zaszły. Byłaś już w moim domu i znalazłaś te rzeczy?
-Tak. Możesz wytłumaczyć czemu wcześniej nie dzwoniłeś?
-Nie mogłem. Przez telefon bardzo łatwo kogoś namierzyć a podejrzewam, że twoje rozmowy są kontrolowane, więc mamy mało czasu. Słuchaj mnie bardzo uważnie. Spakuj tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Pamiętasz ten las do którego często chodziliśmy na spacery? Tam jest taka boczna ścieżka, bardzo słabo widoczna, byliśmy tam jakieś dwa lata temu na konwaliach. Pamiętasz?-chciałam odpowiedzieć że tak ale Lou mi nie dał dojść do słowa-Pójdziesz nią i znajdziesz mój samochód. kluczyki masz. Dalej dostaniesz wskazówki. Teraz szybko, bo mamy bardzo mało czasu.
Rozłączył się. Znalazłam torbę pod łóżkiem i podeszłam do szafy by się spakować. Co jest kurva ?! Gdzie się podziały moje wszystkie ubrania? Zaczęłam otwierać półki i szuflady ale nic nie znalazłam. Przebiegł mnie dreszcz na samą myśl, że ktoś tu był, stał w tym samum miejscu co ja, grzebał w moich rzeczach. Dość... 
Jedyne ubrania które miałam to te które miałam na sobie i dopiero co kupione. Spakowałam je wszystkie i ruszyłam do łazienki by wziąć przybory potrzebne do funkcjonowania. 
Wybiegłam z domu i pędziłam w kierunku lasu. W tej chwili nie było odwrotu. Dotarłam do osiedla domków i nagle się odwróciłam gdy usłyszałam kogoś kto za mną biegnie. Biegłam ile sił w nogach, ale nie mogłam mu uciec. Otaczał nas tłum, chociaż czułam się jakbyśmy istnieli tylko ja i on. Niall nie zrezygnował nawet wtedy, kiedy ja skręciłam w ruchliwą ulicę. Teraz każdy przyglądał nam się ze zdziwieniem, ale niestety nikt nie zaoferował mi pomocy. Dotarłam na skraj lasu i dotarłam do ścieżki. Musiałam się odwrócić i ku mojemu szczęściu jego już nie było. Ale to oznaczało, że może być wszędzie i nigdzie jednocześnie. 
Zwolniłam choć nadal szłam szybko. Bez problemów znalazłam "ścieżkę konwalii" i na końcu niej czarny, trochę ubłocony samochód. Wsiadłam do niego i zamykając się od środka. Odpaliłam pośpiesznie silnik, wtedy zobaczyłam że Niall z Zayn'em też mnie znaleźli. Wcisnęłam gaz i ruszyłam na nich. W ostatniej chwili odskoczyli a ja wyjechałam na drogę. "skręć w prawo" Co to było? Otworzyłam schowek i zobaczyłam GPS. Były na nim namiary. Teraz kierowałam się zgodnie z instrukcją. Wiedziałam, żę wkrótce go zobaczę.

sobota, 2 listopada 2013

Love Me Again 4

Nie tracąc czasu wyszłam z domu i biegłam prosto do domu Louisa. Całe szczęście, że nie był on daleko. Zaczynało się ściemniać, a słońcu chowającemu się za horyzont towarzyszyły odcienie żółci i czerwieni na czystym błękitnym niebie.
Kiedy dotarłam na miejsce popędziłam prosto do drzwi. Pociągnęłam za klamkę, choć wiedziałam już, że są one zamknięte. Nie pomyliłam się. Musiałam szybko coś wymyślić. Ruszyłam na tyły domu zręcznie przeskakując przez płot. Widok mnie przeraził. Na całej ścianie domu było graffiti z groźbami, ale to nie było najgorsze. W każdym oknie była krata. Kiedy to się stało? Przecież byłam tu zaledwie tydzień temu! Jak ja się dostanę do tego cholernego domu. Słońce zdążyło już całkowicie zajść, ale ja nie zamierzałam się poddać. A co z piwnicą? No tak piwnica! Z tego co wiedziałam było tam tylko jedno okno. Obeszłam podwórko ale okna nie znalazłam. Przecież nie mogło zniknąć. Byłam już zmęczona, chciałam wrócić do domu, a resztę załatwić jutro. Spojrzałam na zegarek na ręce który pokazywał, że jest kilka minut przed północą. Nie wiedziałam, że tak długo tu byłam. Oparłam się o ścianę i zsunęłam się wzdłuż niej aby usiąść. Moje plecy opierały się o coś miększego nic ściana, więc odwróciłam się, ale nie zobaczyłam nic zadziwiającego. Może dlatego, że byłam zmęczona, a może dlatego że było ciemno a w okolicy nie było żadnej latarni. Podniosłam rękę by dotknąć tego na czym się opieram. Było gładkie, nie jak cegły tylko jak płótno. Teraz to dostrzegłam był to kawałek materiału na. którym dokładnymi pociągnięciami pędzla były narysowane cegły, tak aby nie odznaczały się od całości domu. Wstałam i opuszkami palców odkryłam róg płótna. Pociągnęłam za niego, bez problemów się odkleił, a moim oczom ukazało się okno od piwnicy. Teraz wystarczyło je zbić. Brawo! No tak przecież zawsze noszę łom przy sobie na wszelki wypadek gdybym chciała wybić jakieś okno w przypadkowym domu, albo żebym otworzyła sobie czyjeś drzwi. Ughh czym ja mam je otworzyć. Rozejrzałam się dookoła, i tak jak mogłam się spodziewać zobaczyłam tylko ciemność. I nagle mnie olśniło. Był to chyba najgłupszy pomysł na jaki kiedykolwiek wpadłam, jednak mógł zadziałać. Kierowałam się w stronę płotu, gdy tam dotarłam znalazłam metalowy balasek który od lat bez problemu wychodził z ziemi, a mama Louisa zapominała wezwać kogoś by go naprawił. Wyciągnęłam go, niestety wyglądał na lekki, jednak w rzeczywistości było odwrotnie. Podejrzewam że ważył co najmniej 15 kilogramów. Jeżeli byłabym w innej sytuacji dawno bym go zostawiła, jednakże w tym momencie nie mam za dużego wyboru, właściwie to żadnego. Wzięłam metalową rurkę w ręce tak, że jeden z jego końców szurał po trawniku kiedy taszczyłam go pod niedawno znalezione okno.
Resztkami sił podniosłam balasek i cisnęłam nim w szybę. Setki kawałeczków stłuczonego szkła leżało na trawniku . Usunęłam resztki z ramy okna tak bym mogla bezpiecznie wślizgnąć się do środka. Tak też zrobiłam. Znalazłam się w środku. Kiedyś czułam się tutaj bezpiecznie, ale nie dzisiaj, nie teraz kiedy nie było w domu nic. Żadnych mebli, tylko puste ściany i lekko zakurzone podłogi które mogłam ujrzeć przez światło z mojej latarki w telefonie. poszłam do schodów by znaleźć się na parterze. Zajrzałam do pustych pokoi w jednym z nich były kolejne schody tym razem prowadzącym do pokoju mojego przyjaciela. 
Ten pokój był zawsze przytulny. Zdziwiło mnie to że było łóżko i szafa, nie mogłam się powstrzymać i zajrzałam do niej, Była pusta. Podeszłam do łóżka. Było zakurzone, więc napewno nikt nie mógl tu spać. W takim razie czemu tu nadal jest.
Przyszłam otworzyć skrytkę w podłodze. Była przy szafie. Bez problemu otworzyłam ją, ale moim oczom ukazała się koperta i sejf. Otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej kartkę papieru. Litery były tak jak na poprzedniej napisane pismem Louisa. 

Domyśl się do czego potrzebne może być łóżko i szafa w pustym domu!
__ __ __ __

Dzięki Louis. Naprawdę bardzo mi pomogłeś :" domyśl się". Myśl idiotko musisz to wiedziesz-skarciłam się w myślach. Cztery kreski.... sejf.... na meblach musi być ukryty kod do sejfu! Wymyslilam.
Zaczęłam od szafy. Odsunęłam ją od ściany. Powyjmowałam szuflady. Jest. 

3. 9
Co to może oznaczać? No tak! trzecią cyfrą jest 9. Wystarczy znaleźć jeszcze trzy części kodu.
Przeniosłam się na łóżko. Podniosłam dość ciężki materac i powyjmowałam deski z ramy łóżka i odnalazłam wypisane na deskach następne cyfry.

4.1
 Przewróciłam ramę i we wewnętrznej jej strony była następna wskazówka.

1.9
 Na łóżku nie było już żadnych cyfr tak samo jak w szafie. Gdzie mam szukać dalej? Jaka może być druga cyfra? Co za gamoń! Nagle mnie olśniło jego tatuaż. Gdy pytałam co oznacza zawsze mnie zbywał odpowiadając "Kiedyś się dowiesz". Tak idioto już wiem. Miesiąc temu zrobił sobie kolejny tatuaż. Na ramieniu miał cyfrę 6. To musi być ona. Druga cyfra. 
Szybko wpisałam kod do sejfu 9 6 9 1.; Sejf ustąpił. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie zobaczyłam!

______________________________________________________
Przepraszam, że długo nie dodawałam ale nie miałam komputera. Już jest naprawiony i działa, więc rozdział kolejny pojawi się na dniach. Dziękuje dwóm osobom które skomentowały poprzedni rozdział.

niedziela, 20 października 2013

Love Me Again 3

Do zobaczenia wkrótce. Jak to? Czy on zmienił zdanie? Nic z tego nie rozumiem. Dlaczego on dał mi ten list skoro byłam dla niego gówniarom. Czy on tak naprawdę dalej mnie kocha tak jak wcześniej.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał na 7:30, dzisiaj miałam do szkoły na dziewiątą, więc mam półtorej godziny czasu. Schowałam list do mojej ulubionej książki, "Wichrowe wzgórza" wiedziałam, że nikt jej nie zdejmie z półki, ponieważ była ona najbardziej zniszczona i wyglądała okropnie. Przeczytałam list ostatni raz. Postanowiłam, że dam sobie na razie spokój, bo dopiero uporałam się ze stratą przyjaciela, a teraz mam go odzyskać.-Stop- powiedziałam sobie w myślach. Przestań o nim myśleć. 
Poszłam pod prysznic i pozwoliłam by woda wolno ściekała z mojego całego ciała. Gorąca woda zmyła, przynajmniej część, nerwów. Ubrałam niebieską koszulę z ćwiekami i czarne, obcisłe jeansy. Zeszłam na dół do kuchni, gdzie czekało na mnie śniadanie. Jak zawsze mama przed wyjściem je dla mnie naszykowała, tzn jeżeli można nazwać kanapki, które ona nie mogła już zjeść śniadaniem. Miałam kilka kilometrów do szkoły, więc wyszłam z domu. Wstąpiłam do sklepu. Kupiłam wodę i drożdżówkę na lunch. Kiedy dotarłam na miejsce poszłam do klasy i usiadłam na moim miejscu. Miałam pierwszą matematykę, czyli mój najbardziej znienawidzony przedmiot. W sali były trzy rzędy pojedynczych ławek, a moją była ostatnia po prawej. Wyjęłam książkę i zeszyt, po czym zaczęłam bazgrać na okładce. Nie wiem kiedy zadzwonił dzwonek, a uczniowie zaczęli schodzić do klasy i siadać na swoich miejscach. Nigdy nie pasowałam do tych wszystkich ludzi. Nie lubiłam ich, myśleli, że mogą zmienić świat. Ludzie pomyślcie realnie. Świat jest okrutny. Tak, jestem pesymistką, ale tylko przy Louisie czułam się szczęśliwa. Znowu o nim myślę.
Muszę się skupić. Nauczyciel wszedł do klasy.
-Dzień Dobry.
-Dzień dobry.-wszyscy prócz mnie odpowiedzieli chórem.
-Od dzisiaj do waszej klasy będzie uczęszczać nowy uczeń Niall Horan.-Zajebiście kolejny świr.
-Yhhhh... Część wszystkim.-blondyn średniego wzrostu wszedł do klasy, a wszystkim dziewczynom opadły szczęki. Był niesamowicie przystojny. Usiadł ławkę przede mną i zaczęła się lekcja. W sumie to nawet nie wiem o czym była. Skupiłam się na rysowaniu. Dzwonek. 
-Ładnie rysujesz.-usłyszałam głos przede mną.
-Dzięki.-on wyszedł i na tym skończyła się nasza rozmowa.
Przeszłam korytarzem do osobnego skrzydła budynku gdzie miała zacząć się następna godzina. Chemia.
Nie miała pary w labolatorium, więc nie było to dla mnie zdziwieniem kiedy Pani wyznaczyła Nialla. 
-A więc znowu się spotykamy.-westchnął.
-Jak widać-odpowiedziała mu chamsko, ale po prostu nie chciało mi się rozmawiać. Mieliśmy zrobić doświadczenie, które było dokładnie opisane w podręczniku, więc ja z moim "partnerem" uporaliśmy się szybko i mogliśmy opuścić salę przed wszystkimi, a więc mieliśmy jakieś pół godziny.
-Nie będziesz się musiała dłużej ze mną męczyć.
-Nie męczę się. -zrobiło mi się go żal po tym jak wcześniej mu chamsko odpowiedziałam.-yhmmm mamy chwilkę czasu, więc co powiesz na szybką kawę?-zapytałam.
-Jasne-odpowiedział z uśmiechem przez o zauważyłam jego aparat na zęby. Ruszyliśmy w kierunku kawiarni.
-Dlaczego mówiłeś że nie będę musiała się długo z tobą męczyć.
-Zostaję tu tylko na tydzień. Powiedzmy że mam niedokończone sprawy w tej okolicy a nie chciałem narobić sobie zaległości.-a więc kujonek.
-Aha. Rozumiem, że nie powiesz mi jakie sprawy.- To że chciałam podtrzymać rozmowę to jedno. Po drugie byłam zwyczajnie ciekawa.
-Zgadłaś, trochę za krótko się znamy.-dotarliśmy do kawiarni i wypiliśmy ją szybko. Wróciliśmy do szkoły i akurat zaczęła się kolejna lekcja, przeprosiliśmy za spóźnienie i usiedliśmy na swoich miejscach.

***

Tydzień był wyjątkowo nudny, w szkole nie dzieło się nic specjalnego. Nie podjęliśmy z Niallem rozmowy prócz codziennego "cześć ". Powinnam się przyzwyczaić, że ludzie traktują mnie jak dziwadło. W końcu nie jaram się wszystkimi przystojnymi chłopakami w szkole i nie traktuje sportu jako sensu mojego życia. Myślałam, że Niall jest inny, na takiego przynajmniej wyglądał. Nie oczekiwałam że się z nim zaprzyjaźnię czy będę mieć z nim jakieś głębsze stosunki, po prostu miał być moim kolegą z klasy.
Zaczął się weekend, a ja pierwszy raz od nie pamiętnych czasów nie poszłam z Louisem na imprezę. Sięgnęłam po książkę w której schowany był list. Przeczytałam go ponownie i ponownie. Teraz coś i się nie zgadzało. Ale co? Hmmm. Jeszcze raz prześledziłam każdą linijkę krótkiego tekstu. Zauważyłam. W środku zdania były wielkie litery. Czy ta ma być jakiś kod. Po kolei przeczytałam duże literki. P... O... D... Ł... O... G... A... O co w tym chodzi! Louis przewidział że tylko ja będę wiedziała o co mu chodziło. 
Wiem. Miał skrytkę w podłodze.

sobota, 19 października 2013

Love Me Again 2

Nie wiem ile czasu minęło... minuta czy godzina? Teraz istniał dla mnie tylko Louis. Czy ja zakochałam się w moim przyjacielu? Nie, to nie było to uczucie, ale kochałam bo jak rodzinę i traktowałam go jak brata... no może nie tym razem, ale nie zmienia to faktu, że był dla mnie bardzo ważny. Teraz chciałam tylko tego, aby był szczęśliwy. Za trzy dni, właściwie to już za dwa, stracę go na zawsze. On chcę zerwać wszystkie więzy łączące go z Londynem, w tym ze mną. Z tego co zrozumiałam między naszymi zachłannymi pocałunkami i krótkimi przerwami na oddech, wyprowadza się do Detroit. Nie mogę znieść tego, że to jest tak daleko. Nigdy nie rozstawaliśmy się na tak długo. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem. 
-Przestań!-odepchnął się ode mnie Louis kiedy ja delikatnie choć stanowczo pociągnęłam jego włos.-Jest przed trzecią, wróćmy do domu i cieszmy się ostatnimi chwilami spędzonymi razem.... ale nie w ten sposób.-zamachał rękami w powietrzu co miało pewnie oznaczać nasze.. yhmmm obściskiwanie?! Wyglądało to dosyć zabawnie, ale opanowałam wybuch śmiechu w tak poważnym momencie.
-Okej wróćmy do domu. Dzisiaj śpisz u mnie.- powiedziałam. Dałam mu ostatni, krótki ale czuły pocałunek i jak gdyby nigdy nic po prostu wyszłam z łazienki. Obejrzałam się a za mną szedł Lou. Jego włosy były poburzone, a koszula całkowicie pomięta. Muszę przyznać wyglądał niesamowicie  seksownie.

***

Droga do domu przebiegła w całkowitej ciszy, ale nie była ona uciążliwa. Moi rodzice spali więc na palcach razem z Louisem poszliśmy do mojego pokoju. Wyjęłam jego bokserki i spodnie od piżamy i rzuciłam mu je w milczeniu. Poszedł się przebrać, a ja korzystając z okazji, że byłam sama przebrałam się w pokoju. Po chwili wszedł i on. Miał odsłoniętą klatkę piersiową, więc mogłam obserwować jego mięśnie. 
-Mam prośbę.-cicho mruknęłam siadając na łóżku. Obok mnie usiadł Louis.
-Mów.
-Moglibyśmy zapomnieć o wszystkim co się działo ymmm... no wiesz, kiedy my... całowaliśmy się?-mówiłam nieśmiało, bo bałam się jego reakcji.
-Tak, właśnie miałem ci to proponować... bo czuję się ummmm...
-Dziwnie i nieswojo-dokończyłam za niego. Uśmiechnął się na co i ja lekko skrzywiłam usta w grymasie który miał udawać uśmiech. Pocałował mnie w policzek tak jak to robił za zwyczaj i poszliśmy spać.

***

Obudziłam się pierwsza, więc wzięłam prysznic i ubrałam się w luźne ciuchy. Kiedy wróciłam Louis siedział na łóżku i sprawdzał coś na telefonie.
-Jutro o 6 rano mam samolot.-powiedział na co mi od razu popsuł się humor.-Będę się już zbierał.-wstał z łóżka.-Chcesz pójść ze mną?
-Pewnie. -wzięłam płaszcz i wyszłam z nim do jego samochodu.-Mam pytanie.
-Dawaj. -odpowiedział nie spuszczając wzroku z drogu.
-Czemu wyjeżdżasz? Tak naprawdę, i nie wciskaj mi bzdur o lepszej opiece dla twojej mamy i o studiach! Powiedz mi prawdę.-przez jego twarz przeszedł cień lęku, by zaraz powrócić do jego normalnej wesołej miny.
-Mówię prawdę! Wyjeżdżam tylko dla tego.
-Louis znam cię od dziecka! Wiem kiedy kłamiesz! Proszę powiedz mi.
-Przykro mi, ale nie mogę-jego twarz prawie płonęła ze złości, ale w oczach było widać troskę. Teraz naprawdę niczego nie rozumiałam.
-Okej skończmy temat.-poddałam się.
Do wieczora pomagałam pakować się mojemu przyjacielowi. Jego dom bez mebli i pustymi ścianami wyglądał tak nieswojo! Teraz to był pusty, ogromny dom, bez duszy! Nie chciałam dłużej tam siedzieć, bo nie chciałam żeby Louis widział mój płacz spowodowany tęsknotą za nim. Szliśmy przez park w ciszy, ale ja postanowiłam ją przerwać.
-Mogę jutro pojechać z tobą na lotnisko?
-Nie, będzie jeszcze gorzej kiedy ty będziesz widzieć odlatujący samolot, a ja ciebie ze łzami w oczach.
-Ale ja chcę się tylko z tobą należycie pożegnać, w końcu przyjaźniliśmy się tyle czasu. Chcę cię dobrze zapamiętać to końca życia, bo przecież mamy się już nigdy nie zobaczyć.
-Wolałbym żebyś zapamiętała mnie jako jebniętego skurwysyna. Chciałbym żebyś wszystko wiedziała.- dodał przyciszonym głosem.
-To mi powiedz.-powiedziałam to tak łatwo,bo wydawało mi się być cholernie proste, ale skoro mi nie powiedział musi być tak poplątane, że nawet sobie tego nie wyobrażam.
-Chcę żebyś była bezpieczna, bo im mniej wiesz tym lepiej dla ciebie.
-Okej.-odpowiedziałam beż żadnego uczucia w głłosie.
-Odprowadzę cię do domu.- usłyszałam co wyrwało mnie z zamyśleń.
-Dziękuję.-nasz ostatni wspólny spacer dobiegał końca a ja próbowałam go zatrzymać. Nie chciałam się już odzywać przytuliłam go pod moim domem i odwróciłam się zmierzając do drzwi.
-Zapomnij o mnie.-powiedział, a ja nie wytrzymałam i pozwoliłam łzom wydostać się z oczu.
-Przyjaźnimy się od zawsze, a ty karzesz mi po prostu zapomnieć. Zostawiasz mnie samą wiesz że nie mam nikogo?! Mam, a raczej miałam tylko ciebie. Mówiłam ci wszystko, a ty mi nie chcesz powiedzieć jaki jest powód twojego kurwa wyjazdu.-Wybuchnęłam.
-Chcę abyś zapomniała bo nie chcę już dłużej się z tobą przyjaźnić jesteś gówniarom. Między nami widać różnicę wieku. Jesteś głupiutka. Skoro byłem twoim przyjacielem to dlaczego nie zauważyłaś, że mam kłopoty! 
-Jak możesz być takim dupkiem?!-odwróciłam się i wbiegłam do domu trzaskając drzwiami. 
Nie czekałam długo tylko rzuciłam się na moje łóżko, które jeszcze  pachniało Louisem po ubiegłej nocy. Płakałam tak jak jeszcze nigdy, nie mogłam złapać tchu. Jak mogłam nie zauważyć tego wszystkiego co działo się wokół mnie tylko być taką straszną egoistką, która patrzyła wyłącznie na swoje szczęście. Myślałam dosłownie o wszystkim, ale Louis był wszędzie. Zeszłam do łazienki i znalazłam tabletki na senne, były z okresu kiedy moja mama miała depresje, ale to już stare czasy. Liczyło się to, że je znalazłam. Nie jestem ćpunką, chciałam tylko usnąć, bo wiedziałam że bez tabletek nie dałabym rady. Wzięłam trzy kapsułki i popiłam wodą. Ruszyłam do pokoju i momentalnie odpłynęłam. 
Wstałam z łóżka zupełnie wypoczęta, ale w oczy rzuciła mi się karteczka na poduszce obok. Wzięłam ją do ręki i otworzyłam. Moje oczy szeroko się otworzyły kiedy ujrzałam od kogo jest. Jego pisma nie da się podrobić. Louis. Louisowi na mnie zależy?! Czy to może być prawda? Przeczytałam jego drobne literki porozstawiane na kartce.

   Kochana Danielle!

Mam nadzieję, że nie uwierzyłaś w te wszystkie okroPne rzeczy, które ci wczOraj powieDziaŁem. Musisz wiedzieć, że Od jakieGoś czasu byliśmy obserwowani. Nie mogłem ryzykowAć.

Do zobaczenia wkrótce.

 

 



wtorek, 27 sierpnia 2013

Love Me Again 1

Jak w każdy piątek, razem z Louis'em idziemy do klubu odstresować się po całym tygodniu roboczym. Jesteśmy umówieni na 21, więc powoli się ubierając wyszłam z mojego pokoju i siadając na kanapie wzięłam magazyn o modzie, czekałam na przyjaciela. Punktualnie zadzwonił dzwonek do drzwi. Szybko ubrałam się w czarną kurtkę, bo w mojej wydekoltowanej sukience było mi trochę zimno. Rzuciłam się w stronę drzwi i otworzyłam je i pospiesznie wyszłam do Louisa, żegnając się z rodzicami.
-Cześć mała.-rozbrzmiał jego słodki głos- Gotowa na podbój parkietu?
-Cześć.-powiedziałam i przytuliłam się do niego. Spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym "wow". Jak każdy facet rzucił wzrokiem na moje piersi. Normalnie kazałabym mu przestać, ale w końcu o taki efekt mi chodziło. Zignorowałam jego zachowanie tylko się uśmiechając odpowiedziałam-Pewnie, że gotowa!-prawie krzyknęłam-Gdzie dzisiaj idziemy?
-Zabieram cię do tego nowego klubu w centrum.-wiedziałam o który chodzi, bo ostatnio o nim mówiliśmy. Otworzył mi drzwi do swojego czarnego porshe (co jak co, ale pieniędzy mu nigdy nie brakowało). Ruszyliśmy dobrze znaną nam drogą, ale przyjaciel skręcił i nie wiedziałam gdzie jestem. Na szczęście bezgranicznie mu ufałam, i nie panikowałam. Po chwili zatrzymał samochód na dużym strzeżonym parkingu i wyszliśmy z auta. 
-Dalej idziemy pieszo- oznajmił i wziął mnie pod ramię, postronni obserwatorzy pomyśleliby by, że jesteśmy parą, co Louisowi pewnie by pasowało. Mi dzisiaj to nie przeszkadzało.-to tutaj.- zatrzymaliśmy się przed klubem. Chciałam już zająć dość długą kolejkę, ale Lou pociągnął mnie ku ochroniarzowi i wręczył mu banknot. On nie zmieszany tym gestem uchylił barierkę i wślizgnęliśmy się do środka, nie zwracając uwagi na oburzony tłum.- Przyszliśmy tu się zabawić, a nie przegapić trzydziestkę.-szepnął mi do ucha na co ja zachichotałam.
-Chodźmy się upić-zaproponowałam w śmiechu i pociągając przyjaciela w kierunku baru. Ale on ani drgnął.
-Chciałbym, żebyśmy dzisiaj byli trzeźwi.
-Okej-był bardzo zdziwiona bo to on zawsze wlewał w siebie wiadro piwa, kiedy ja dopijałam drinka. No ale dobra. Dzisiaj zrobimy wyjątek.-Mówiłeś, że będziemy tańczyć?
-To na co czekamy!
Ruszyliśmy na parkiet i zaczęliśmy kołysać w rytm piosenki by po chwili całkowicie zatracić się w tańcu. Trwało by to dalej gdyby muzyka nie zmieniła się na wolniejszą. Chciałam już odejść i poczekać na następny utwór ale Louis złapał mnie za talię i przyciągnął bliżej siebie. Gdy zaskoczenie minęło a ja lekko oprzytomniałam, oplotłam ręce wokół jego karku. Tańczyliśmy w całkowitej ciszy, ale on się odezwał.
-Dlatego chciałem żebyśmy byli trzeźwi.- nadal nie rozumiałam czemu, Lou jakby czytał mi w myślach odezwał się po raz drugi-Po wakacjach wyjeżdżam- Osłupiałam, nie mógł mi tego zrobić-Mama będzie miała tam lepszą opiekę a ja nareszcie pójdę na studia.-nie patrzył mi w oczy tylko w podłogę. Chciałam się odsunąć, uciec w ustronne miejsce i zacząć płakać. Oprócz niego nie miałam nikogo, rodzice byli tylko w weekendy, a w szkole można powiedzieć, że miałam samych wrogów. Musiałam zrobić coś aby go zatrzymać przy sobie, Było to trochę egoistyczne z mojej strony, ale bez niego w moim życiu nie będzie światła. Tak właśnie można to ująć. Myśląc tylko o tym by został, stanęłam na palcach dotykając nosem jego nosa, przybliżyłam się do niego. Wiem, że długo na to czekał. Nie pozwolił mi nawet wziąć głębszego oddechu. Wbił się w moje usta a ja uchylając je pozwoliłam by dostał się do środka. Pocałunek stał się coraz bardziej zachłanny.
-Może przeniesiemy się w bardziej ustronne miejsce?-Wskazałam na łazienki, bo przeszkadzało mi to, że każdy mógł ma nas patrzeć.
-T...tak-zająknął się i tym razem on mnie pociągnął w ich stronę. Otworzyliśmy kabinę i zaczęliśmy kontynuować pocałunek. Miałam wrażenie, że znam go na pamięć, ale mimo to nie nudził mi się. Nagle gwałtownie przerwał i popatrzył na nie i powiedział chyba najbardziej raniące mnie słowa:
-I tak wyjadę, a wtedy zerwiemy wszystko co nas łączy, bo wtedy będzie łatwiej...
-Pozwól mi się tobą nacieszyć. Zostały nam tylko niecałe trzy dni.-powiedziałam przez łzy. Pochyliłam się nad nim z zamiarem pocałunku, ale się odsunął. 
-Tym to tylko pogorszysz. 
-Trudno- przybliżyła moje usta do jego, tym razem się nie opierał, nie czekając aż zmieni zdanie złączyłam nasze usta w długim i czułym pocałunku.

Prolog

Biegłam ile sił w nogach, ale nie mogłam mu uciec. Otaczał nas tłum, chociaż czułam się jakbyśmy istnieli tylko ja i on. Niall nie zrezygnował nawet wtedy, kiedy ja skręciłam w ruchliwą ulicę. Teraz każdy przyglądał nam się ze zdziwieniem, ale niestety nikt nie zaoferował mi pomocy.